Matka Leandra wbila we mnie spojrzenie, az rozbolala mnie trzustka. Jej zrenice zrobily sie nienaturalnie wielkie, a dlugie palce postukiwaly
o filizanke z kawa. Wwiercala sie tak jeszcze z dziesiec minut, szczegolowo penetrujac wszelkie zakatki mojego ciala, ktore moglyby zdyskredytowac mnie
w jej oczach. Nierowne nerki? Koslawe serce? Zbyt zwiniete jelito cienkie? Zrozumialam, ze idealna kobieta, ktora moglaby zaopiekowac sie jej synem,
nie istnieje. Problemu nie stanowia trzy nowe pryszcze, ktore probowalam ukryc pod pudrem, tylko ja sama. Ogolnie. Ja jako ja.