Powiadaja, ze Kaptur, Pan Smierci, zgromadzil zastep bogow w miejscu znajdujacym sie poza zasiegiem smiertelnikow. Powiadaja, ze czeka on na koncu kazdego planu i spisku, wszystkich zakrojonych na wielka skale ambicji. Tym razem jednak sprawy maja sie inaczej. Tym razem Kaptur jest na poczatku...
Darudzystan poci sie w letnim upale. Miasto jest pelne zlowrogich omenow, niepokojacych poglosek i podstepnych szeptow. Przybyli obcy, morderca wzial sie do roboty, mozliwe tez, ze budzi sie pradawna tyrania. Na bylych Podpalaczy Mostow z Baru K'rula zwrocili swe smiercionosne spojrzenia miejscy skrytobojcy. Niski, korpulentny czlowieczek w czerwonej kamizelce jest przerazony swa wciaz rosnaca tusza, wie jednak, ze to najmniejsze z jego zmartwien. Gdzies w dali slychac bowiem ujadanie ogarow.
W dalekim Czarnym Koralu z pozoru obojetne rzady sprawuja Tiste Andii. Pod poteznym kurhanem usypanym pod miastem gromadza sie tysiace wyznawcow kultu Odkupiciela. Ongis byl on smiertelnikiem, a jego honor i szlachetnosc czynia go bezbronnym wobec wypaczonych ambicji wyznawcow.
Tak wiec, Kaptur stoi na poczatku spisku, ktory wstrzasnie calym kosmosem, na jego koncu zas czeka ktos inny. Nadszedl czas, by Anomander Rake, Syn Ciemnosci, naprawil straszliwy, starozytny blad.
Z tym kolejnym rozdzialem wspaniala opowiesc Stevena Eriksona zbliza sie do ostatniego etapu.